
Każde
dziecko, kiedy po raz pierwszy słyszy hasło – tajemnica, chciałoby ją poznać. A
przynajmniej być jej częścią. Stanowi ona sekretny pakt ludków, którzy wiedzą o
tym, czego nie wiedzą inni. Najtrudniejsze w jej posiadaniu jest to, że ona nie
lubi być trzymana krótko. Nie przepada za całkowitym odkryciem. Ma w naturze
uwodzenie, pojawianie się na chwilę i potem, hyc do kryjówki. Antoś, gdy się
dowiedział o jej istnieniu, szybko chciał się w nią pobawić.
(Antoś): Dziadku,
dziadku. Powiesz mi jakąś tajemnice? Nie wiem właściwie czym ona dokładnie jest, ani gdzie jej szukać, ale
mam już siedem wiosen i myślę, że chciałbym się jej nauczyć.
(Dziadek):
Drogi wnusiu. Ambaras w
tym jest taki, że tajemnica sama przychodzi do Ciebie. Najpierw bacznie się
Tobie przygląda. Czy jesteś gotów ją zapamiętać, a potem w razie czego
zapomnieć, kiedy ktoś Cię o nią spyta. Nawet łaskotki trzeba umieć wytrzymać,
aby jej nie zdradzić. Myślisz, że jesteś gotów dać się jej ponieść?
(Antoś): Tak, tak, tak!
Jestem dziadku, jestem! – zawołał uradowany.
Ostatnio Babcia mi powiedziała, że ma dla Ciebie schowany prezent
urodzinowy w spiżarni.
Nic Ci o tym nie powiedziałem, prawda? Nawet tego, że to będzie
super książka o zwierzakach. Pomogłem ją trochę pakować Dziadku.
(Dziadek):
hahaha, Antośku
kochany, właśnie mi powiedziałeś coś, co wiedziałeś tylko Ty i Babcia. Więc
pozwoliłeś tajemnicy pójść na spacer i spotkała przed chwilką mnie, hahaha.
(Antoś): Nie eee,
Dziadku! Ty już o tej spiżarni doskonale wiedziałeś. O tym, że czeka na Ciebie
tam prezent i w ogóle. Znów chcesz mnie zrobić w konika…
(Dziadek):
A skąd taka myśl Antuś?
Że wiedziałem o prezencie w spiżarni?
(Antoś): No dziadku! Zostawiłeś dla Babci kwiatka, na
tym pudełeczku! Co roku z Babcią bawicie się w podchody urodzinowe, chowając
sobie prezenty. Jeśli znajdujesz ukryty podarunek, zostawiasz Babci malutkiego
słonecznika. Ona natomiast, zostawia Ci cukierka „michałka”, gdy odkryje Twoje
miejsce.
(Dziadek):
echh Anton! Chyba już
tak powinienem do Ciebie mówić, prawda? Bo jesteś bardzo spostrzegawczym
chłopcem i widzę, że nic nie umknie Twojej uwadze!
(Antoś): No, nie umknie Dziadku, nic ani nic, nie umyka
– zaśmiał się uroczo. Bo
ja umiem trochę grać w uważność, Babcia mnie nauczyła, wiesz Dziadku. A teraz
powiedz proszę jakąś smaczną tajemnice, dobrze – wyszeptał
(Dziadek):
Si muchacho. Podpowiem Ci gdzie jej szukać. Pójdziesz jeszcze
raz do spiżarni. Podstawisz krzesełko pod górną szafkę i u góry w słoiku czeka
na Ciebie moja tajemnica.
Zamknąłem ją szczelnie, żeby nie uciekła. Kiedy będziesz odkręcał
słój, rób to bardzooo, ale to bardzoooo powoli. Lubi uciekać pod postacią
aromatu. Jak nas Babcia nakryje, to leżymy. Dasz radę Anti?
Dziadek
często różnie nazywał wnuka i do tego w różnych językach. Wiele podróżował,
więc zabierał słówka z dalekich krain. Najbardziej też lubił wymyślać imiona. Trochę
indiańskie, trochę przyrodnicze. Imię Antek potrafił zmienić na miliony
sposobów.
Babcia
miała podobne moce, widocznie pochodzą z tego samego lasu. Echh te długozimowe
urwisy o srebrzystych włosach. Antoś śmiało odpowiedział:
(Antoś): Pewnie, że dam radę Dziadku. Spiżarnia,
stołek, szafka i sruu po słoik. Już ja ją dopadnę Dziadku. Nie pozwolę jej
uciec zobaczysz.
(Dziadek):
Pamiętaj tylko, że jeśli Babcia Cię
namierzy, to udawaj, że coś chrupiesz. Nic Babci nie mów, bo tajemnica zniknie.
Po kilku minutach Antoś uzbroił się w
pistolet na strzałki. Do kieszeni wziął jajko na wodę i poszedł dzielnie na
poszukiwania. Wolał mieć ze sobą tatowy rewolwer, bo nigdy nie wiadomo jak
zareaguje owa tajemnica.
Ostrożnie
otworzył po cichutku drzwiczki, ustawił cichutko stołek. Myk, myk i już sięgał
do górnej półki. Zauważył dziadkowy słój i zdjął go prędko. Troszkę się mocował
z jego odkręceniem, ale po chwili wieczko puściło. Poczuł jak pachnie dziadkowa
tajemnica. W środku były świeżo upieczone ciasteczka owsiane z czekoladą. To
był ulubiony przysmak Babci.
Dziadek
często je przynosił, kiedy ucinała sobie poobiednią drzemkę. Budził ją wtedy
gorącą kawą i ciastkiem. Szczelnie pilnował swojego kulinarnego skarbu, więc
oboje grali ze sobą w kotka i myszkę.
Antoś
spróbował jedno ciastko. Było rzeczywiście bardzo chrupkie i pyszne. Niestety
zapomniał zamknąć za sobą drzwiczek i nagle za nim, pojawiła się Babcia z
pytaniem:
(Babcia):
Antek, co tu robisz urwisie, niedługo obiad. Co tam podjadasz co? Co tam sobie
chrupiesz maluchu?
Antek
zareagował jak zwinna polna jaszczurka i odpowiedział wartko:
(Antoś): Babciu, chrupieeee? Tu, tu, tu jem…yyy…nico!
Naprawdę! Tu-jem-nico.
Chowając
przy tym słój pod sweterek, szybko wybiegł ze spiżarni.
Babcia
uśmiechnęła się i zamknęła drzwiczki od górnej szafki, w której Dziadek trzymał
swoje ciasteczka. Udawała, że nic o nich nie wie. Taka już była dowcipna.
Antek
pobiegł poszukać dziadka, którego znalazł w warsztacie. Często rzeźbił jakieś zwierzaki z drewna lub ze
sznurka w międzyczasie. Uwielbiał międzyczas, ale o tym kiedy indziej.
(Antoś): Dziadku, Dziadku! Znalazłem! Znalazłem Twoje
smaczne ciasteczka! Niestety, nie domknąłem drzwi i Babcia przywitała mnie z
zaskoczenia. Kiedy zapytała mnie: „co tam podjadam?”, powiedziałem: „tu jem
nico”! Tak że, chyba się udało, prawda?
(Dziadek):
Bardzo dobrze zuchu, cieszę się, że i Tobie smakują. A teraz chodźmy je schować
w nowe miejsce. Choodź, poszukamy dla nich słodkiej kryjówki, to będzie nasza „tujemnica”
– r