Puzzle

Puzzle – wersja czytana na końcu!

       Antoś spóźnił się do domu na kolację. Ale nie dlatego, że uciekł mu powrotny autobus. Tym razem ten kilometr szedł bardzo, ale to bardzo powoli. Rozmyślał o zadaniu, które pani zadała im na plastykę. Każde dziecko ma przynieść jakąś zabawkę do szkoły i o niej opowiedzieć.

To właśnie był mały problem dla Antosia. Od zawsze miał dosyć nietypowe zabawki. Uwielbiał głównie książki i to w nich odnajdywał największą frajdę. Z drugiej strony miał też umiejętność bawienia się czymkolwiek.

Czasem była to stara laczka, która przez moment imitowała statek. Kiedy indziej kawałek styropianu, z którego drążył postacie greckich bogów. Jego wyobraźnia działała na zakręconych, szalonych obrotach. Dlatego spacer do domu, często był przygodą.

Pokonując kałuże, stawał się kosmonautą.  Przeskakiwał księżycowe kratery, pełne ciekłego metanu. Znał takie słowa, jak metan, bo dużo czytał o wiejskich zwierzakach, zostawiające placki na łąkach. Idąc po trawniku, przybierał postać Guliwera, który odwiedza królestwo mrówek i udawał, że bawi się z nimi w chowanego. Nieskończone były tez jego uciechy, kiedy liście na wietrze tańcowały chaotycznie.

Dlatego właśnie zastanawiał się, co zabrać jutro ze sobą. Jak przynieść swoją, drogową zabawkę do szkoły.

Powiedział do siebie na głos:

– Ale że niby jak wezmę ze sobą te małe bajorka albo krzewy w parku, które są moją dżunglą!

Czuł, że jeśli nie będzie to samochodzik bądź jakiś drewniany żołnierzyk to dzieci z klasy go nie zrozumieją,

Dumał i dumał nasz urwis. Po kolacji wdrapał się na strych, w którym było milion starych rzeczy. Zapomniane i zakurzone, czekały na przeprowadzkę lub wyprowadzkę do antykwariatu. Antosiowi było żal tych staroci. Lubił godzinami grzebać w guzikach i farbach Babci. Dziadkowe narzędzia, również stanowiły aparaturę z innej planety. Olbrzymią frajdę robiły mu zdjęcie dziadka Michała.

To była kolekcja chwil, na których młody czarnowłosy gieroj, zdobywał strome skałki lub przeprawiał się przez rzeczne wąwozy. Te przygodówki zabierały Antosia w najdalsze zakamarki wyobraźni. Potem wypytywał się o te historyjki dziadka, który siedząc wieczorami na werandzie z Babcią, opowiadał mu różniste rożności z ich życia.

       Antoś zabrał ze sobą jedno zdjęcie i wrócił do swojego pokoju. Za chwilę i tak miała być kolacja. Uwielbiał pomagać Babci w lepieniu pierogów, a dziś chyba ich kolej.

       Następnego dnia na lekcji plastyki, każdy opisywał swoje przedmioty. A było ich naprawdę sporo. Na przykład lalka, która mówiła. Wóz strażacki, który sikał wodą oraz klocki lego małego Leonka. Wszystkie dzieci klaskały z zachwytu na widok tylu zabawek i już obiecały się nimi powymieniać.

       W końcu przyszła kolej Antosia. Stanął, więc na środku i rzekł do swoich rówieśników:

– Co takiego jest najgorsze w naszych zabawkach? Dlaczego tak intensywnie bawimy się nimi, a później o nich zapominamy?

Byłem na strychu wczoraj i chyba znalazłem odpowiedź. Powiem wam dlaczego tak się dzieje! Sądzę, że mamy dwa główne powody:

– Pierwszy to tak zwany – koniec zabawy. Zawsze przychodzi z zaskoczenia. I jakoś tak zawsze z dorosłymi. Nikt z nas nie lubi słuchać haseł w stylu: „to już koniec zabawy na dziś”, „już czas spać”, „pobawisz się później”.

Ile razy słyszymy to – później? Ja nie umiem grać „w później”, nawet nie wiem gdzie leży! Czuję wtedy, że pobudzony świat wyobraźni rozpada się na kawałki, zassane niczym światło przez czarną dziurę.

Dzieci w zadumie słuchały Antosia. Nie do końca wszystko rozumiały, ale zdecydowanie cieszyły się, że wczoraj miały lekcje astronomii z Panem Wojtkiem Winylarzem.

– Drugim, chyba nawet gorszym powodem to powiedzonko: „źle się bawisz”, „to nie tak, robisz to źle”.

Jak można tak mówić do dziecka? Gdzie jest definicja zabawy? Gdzie regulamin, który mówi, że każdy ma się bawić samochodzikami w taki sam sposób. Lub też, że wszystko powinno się kleić według jakiś zasad. Jakich zasad drodzy koledzy i koleżanki?

– Przyniosłem dziś zdjęcie. Zdjęcie, na którym jest mój ukochany dziadek Michał. Zawsze mi powtarza, że trzeba wyjść „outside the box”, a nawet „outside the window”.

„Wychodź poza linię, zaimprowizuj, nie myśl o zabawie, tylko poczuj ją. I pamiętaj, aby zawsze szukać swoich sposobów” – tak zawsze mówi. Oczywiście w skrócie, mógłbym o nim opowiadać godzinami i godzinami. Teraz chce wam przedstawić moją ulubioną, dzisiejszą zabawkę.

Pokazał całej bandzie, zebranej wokół, owe zdjęcie. Był na nim Dziadek wspinający się na drzewo.

Wyjął z małej kieszonki nożyczki i pociął fotografię na małe kawałeczki. Zdziwione zuchy, nie pojęły od razu dlaczego to zrobił. „Przecież tak ładnie się wyrażał o swoim dziadku!?” – pomyśleli. Tym bardziej, że zdjęcie było wyjątkowo ładne.

Antoś rozrzucił przed sobą fragmenty tego starego obrazka i zaczął na powrót składać je w jedną całość. Dzieci pomogły mu w tym ochoczo. Gdy złożył wszystko powiedział:

– Ponieważ rodzice przerywają nam zabawę, mówiąc „później to dokończysz”. Skupiłem się na tym dźwięcznym haśle: „później”. Drugie często powtarzane zdanie to: „źle się bawisz”. Więc stąd zabieram słówko: „źle”.

Chcę wam pokazać, że nawet z czegoś negatywnego możemy zrobić coś dobrego. Nazwa mojej fotograficznej gry to zlepek dwóch półsłówek:

póź-źle czyli puźźle.

       Każda z was może zrobić sobie taką zabawkę. Wystarczą nożyczki i stare zdjęcie. Niekoniecznie mojego dziadka – zaśmiał się Antoś.

Pamiętajcie: najważniejsze to bawić się po swojemu, czym chcemy i jak chcemy. Świat ma przed nami zawsze jakieś tajemnice i przygody do odkrycia. My musimy tylko pozbierać te puźźle. Dorośli mówią po swojemu puzzle, ale ich świat zawsze nas poprawia.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. Szczegółu

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close