Doniczka

flower, pot, pots

Doniczka

Kiedy Antek pomagał Babci w ogrodzie, przez przypadek zbił starą, beżową doniczkę. Podniósł wszystkie kawałeczki i pobiegł do warsztatu dziadkowego, pytając:

– Dziadku, czy mógłbym pożyczyć klej? Niestety uderzyłem za mocno grabiami w doniczkę i rozbiłem ją drobny mak.

– Oj tam, oj tam. Nie jest tak źle wnuczku. Jak się przyjrzysz dokładnie, to zauważysz wyryty na niej napis. Pozwoli Ci on ją złożyć w całość.

– Łooo, rzeczywiście! Dziękuje Dziadku, ciekawy skąd pochodzi – zapytał mocno zaciekawiony Antek.

– To jest bardzo stara doniczka wnusiu, którą dostałem od przyjaciela, mieszkającego na wyspie Sardynia.

        On, pochodził z włoskiej, arystokratycznej rodziny. Ona była zwyczajną dziewczyną z Czech. Panienka, która uwielbiała biegać po kwitnącej polanie w majowe popołudnie. Panicz natomiast przechadzał się w tym czasie po rodzinnych włościach. Zwiedzał sosnowy bór i zdradzieckie mokradła. Oczarowany przyrodą, stronił od ludzi, nie umiał ich, nie potrafił. Wolał godzinami przypatrywać się szumiącym drzewom lub tropić ślady zwierzyny.

       Razu pewnego, ich oczy spotkały się, kiedy wędrowali przez dziką, słonecznikową polane. Ona wiedziała, że nie powinna tu być, gdyż znak „wstęp wzbroniony”, zakazywał tego każdemu. Z drugiej strony, nie wierzyła w takie ceregiele.

 

„Ziemi nie można kupić, należy do wszystkich. Tak jak słońce czy powietrze, otrzymaliśmy te dary wraz z pierwszym oddechem i żadne ludzkie prawo, nie może nas ograniczać. Ani po cichu kraść naszą wolność” – powtarzała nie raz.

Słyszała o rodzinie pulpettich, o ich majątku, który rozciąga się wśród tych płodnych ziem. Nie pałała do nich szacunkiem jak inni. Jej zdaniem na estymę  trzeba sobie zasłużyć – tak zawsze powtarzała Babcia i ona w to wierzyła.

Kiedy spotkała młodego królewicza, rzekła:

– nie próbuj mnie zatrzymywać, ten las i te słoneczniki są każdego i nikogo. Nie masz prawa niczego mi zakazywać! Mój dziadek dreptał tymi ścieżkami i ja mam taki zamiar, niezależnie od tego ile znaków wstawicie. Trzeba być naprawdę podłym nie pozwalając ludziom cieszyć się łonem natury.

Młodzieniec wysłuchał ją w spokoju, uśmiechnął się, najuprzejmiej jak potrafił i odpowiedział:

– ja Tobie też życzę miłego dnia włóczykiju.

Założył z powrotem kapelusz i ukłonił się ładnie. Ona, zbita z pantałyku, zupełnie zaskoczona jego odpowiedzią burknęła tylko:

– i bardzo dobrze, to znaczy, ,yyy… no tak, no właśnie miał być miły i…grrrr!

Zarumieniona uciekła w drugą stronę, nie wiedziała, czy jest zła czy chce się jej śmiać. „Nigdy dotąd nie zachowywałam się tak niekulturalnie, a on przecież nic złego nie zrobił” – pomyślała.

Resztę drogi już nie patrzyła na piękno dookoła. Nie wąchała świeżych, bukowych liści, nie zauważyła nawet co ją ugryzło w gołą stópkę. Ot wędrowała w obłokach swojej wyobraźni. Rozmyślając o ich spotkaniu, miała do siebie żal, że tak gwałtownie zareagowała. W myślach powtórzyła swój toksyczny monolog i czuła coraz większy ból, gdzieś w środku.

Chyba moje ciało chce mi powiedzieć, że to było złe. No ale co mam teraz zrobić, przecież nie pójdę ot tak domu Pulpettich i nie powiem:

Dzień dobry, chce się zobaczyć z młodym donem! Czy byłam umówiona? Owszem byłam, ale na słonecznikowej polanie, nie zjawił się, więc jestem tutaj!

Odegrała przed sobą scenkę i pobiegła szybciej do domu, wciąż myśląc o tym czarującym brunecie i jak mu się zrewanżuje.

Don Pulpetti chodził jeszcze długo po lesie, mając nadzieje, że może jednak ona wróci, że spotka ją za chwilkę. Nie znał jej imienia, ale głos miała aksamitny i tak uroczy, że mógłby słuchać jej wciąż i wciąż. Nawet gdyby miała go oskarżyć o ulewne deszcze i gradowe chmury zimą.

Z jej ust płynęła melodia, którą chciał słuchać w każdej następnej minucie. Jego zauroczenie było na tyle silne, że postanowił każdego dnia odwiedzać ową łąkę.

Niestety panienka już się nigdy nie pojawiła. Rozmyślał o tej ślicznej nieznajomej przez wiele nocy. Dzięki niej powrócił do swojej pasji rzeźbienia. Godzinami tworzył prezent, który postanowił jej wręczyć, gdy tylko się odnajdą. Zdecydował, że będzie obracać kołem garncarskim, dopóki nie powstanie coś wyjątkowego.

Miesiąc później przechadzał się po dolnej części miasteczka. Rzadko to robił, gdyż nie przepadał za ludźmi. Nie rozumiał zgiełku, w którym żyją. Ani pośpiechu jaki krąży w ich żyłach. Minął stary trzynastowieczny kościółek, w którym rosły rzadkie kwiaty. Wstąpił do jego ogródka.

Wokół panowała cisza. Tylko na jednej ławce siedziała staruszka wpatrzona w przestrzeń. Podszedł bliżej i zapytał się grzecznie, czy może się dosiąść.

Zauważył, że babuszka, ze łzami w oczach patrzyła na marmurowy kamień, spoczywający przed nią. Napisane na nim było: „nasza kochana Iczka, odeszłaś na polanę wiecznej wiosny”.

Babka rzekła do młodzieńca: „znałeś może naszą Iczkę? Była taka kochana, zawsze pełna miłości do świata i matki natury. Miała to po dziadku. On też wędrował po lasach całymi dniami. Miesiąc temu wróciła z bólem brzucha i tak jakoś zwyczajnie, następnego ranka nie obudziła się.

To było ogromne zaskoczenie dla nas. Doktor powiedział, że musiała się czymś zatruć, lub było to ukąszenie żmii. Ale czy to teraz ważne? Teraz już jej nie ma, zostawiła tylko list, na którym jest napisane: „Don Pulpetii”. Moje nogi są już stare i szybko się męczą, nie zdołam pójść do tej olbrzymiej posiadłości na wzgórzu. Poza tym, pewnie i tak nie wpuściliby mnie. Młody człowieku, czy oddałbyś ten list mojej kochanej Iczki do rąk Pana Don Pulpettiego, zrobiłbyś to dla mnie? – zapytała Babuszka.

Don słuchał całej opowieści ze szklanymi oczami, w środku serducho pękało mu na kawałki. W końcu ją odnalazł, ale o miesiąc za późno. Echh, jak to cholernie boli – pomyślał.

Obiecał babuszce, że przekaże list. Dopełni jej ostatnią wolę. Kiedy dotarł do domu, zamknął się na strychu, skąd widział polane, na której się spotkali. Tutaj na górze był sam i nikt mu nie będzie przeszkadzał, kiedy otworzy kopertę. Zaczął czytać:

 

 

 Drogi Donie, najmocniej Cię przepraszam za…za moje słowa, nie chciałam Cię zranić, ani być nie kulturalna. Od dziecka gdy chodziłam z dziadkiem po tej polanie, oboje oglądaliśmy słoneczniki. A dziś zobaczyłam ten znak! I jakoś tak… nie wiem, nie wytrzymałam. Pomyślałam, że to bardzo nie fair, że nie można zabierać innym szczęścia! Chować go tylko dla siebie. A Ty? Nie byłeś temu winien, wędrowałeś sobie spokojnie, tak jak ja. Gdybym mogła to cofnąć, zrobiłabym to. Ale nie umiem czasu, więc mogę Cię tylko zaprosić na piknik, w ramach przeprosin. Tak! Tak właśnie zrobię! Teraz boli mnie troszkę brzuch, ale nie martw się, pewnie jutro mi przejdzie. Wtedy Cię odnajdę leśny Donie, może opowiem Ci historyjkę o słonecznikach. Babcia strasznie ją lubi. Hmm, do zobaczenia później włóczykiju.

Podpisano – Iczka z lasu”

       Następnego dnia poszedł na jej grób, w dłoni miał dziki słonecznik. Umieścił go w naczyniu, który wyrzeźbił tej nocy, kiedy czytał list. Na środku, wygrawerował palcami słowa: „Don-Iczka”.

Legenda o ich zakochaniu szybko się rozniosła i don-iczka stałą się symbolem zakochanych dwojga ludzików wędrujących po lasach.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. Szczegółu

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close